Czas dyskusji - Słowo staje się ciałem?

Samodzielne drogi poznawania Boga

Image_35

Ta książka „Dotyk wieczności” oraz moja strona internetowa ISTOTA.NET powstały po to, aby pomóc ludziom poszukującym znaleźć samodzielnie największą ich wartość, jaką jest w człowieku wieczność oraz swoją własną odpowiedź na pytanie dotyczące istnienia Boga.

 

Ta książka nie powstała jednak po to, aby udowodnić, że Bóg istnieje.

Nie chcę stawiać tu problemu, który od zawsze wywołuje emocje i czasami prowadzi do niepotrzebnych napięć i konfliktów.

Wygłaszanie jedynej uniwersalnej prawdy o istnieniu Boga jest sytuacją mogącą niepotrzebnie pobudzać fanatyczne emocje ludzkie.

 

Niestety robią to prawie wszystkie religie. Prezentują one Boga, którego obraz często oddala ludzi od Niego. Bóg nie może być jakąś istotą siedzącą ponad nami na wielkim tronie, bo to spadek po religiach starożytnych. Nie może też istnieć poza nami, poza naszym stanem wszechrzeczy, poza istniejącym wszechświatem. Bóg nie może gdzieś poruszać się w kosmosie i patrzeć na nas z góry. Wyobrażenie Boga jako Wielkiego Sędziego, Wielkiego i Wszędobylskiego Obserwatora naszego życia, wyobrażenie, jakie prezentuje większość religii, jest moim zdaniem błędne. Tylko Bóg, który jest z nami i w jakiś sposób „zintegrowany” z wszechświatem, ma szanse, moim zdaniem, zostać zrozumiany przez ludzi. Właśnie tutaj chciałbym ze wszystkimi, którzy czytają moje opracowanie, zastanowić się nad tym, jak zrozumieć Boga, a jeszcze bardziej, jak zrozumieć samego siebie.

 

W czasie, gdy zastanawiałem się nad sensem naszego istnienia, nad sensem istnienia religii, najczęściej zadawałem sobie pytanie, co jest obecnie potrzebne Panu Bogu. O co chodzi Bogu w przypadku chrześcijańskiej wiary w Niego w formie prezentowanej przez popularną modlitwę: „Ojcze Nasz”?

Doszedłem do wniosku, że po prostu Bogu jesteśmy potrzebni my, ludzie. Wygląda na to, że Stwórca dysponując Nieskończoną Energią, którą w jakiś sposób umiał przekształcić w materię, miał jeszcze inny ważniejszy cel i wyższe pragnienie. Czy chodzi tu o ogromną potrzebę miłości, którą nie mógł przeżywać sam? To chcę zbadać w moim opracowaniu.

 

Co zatem odpowiemy od strony ludzi? Jak odpowiedzieć Stwórcy na tę potrzebę miłości? Myślę, że naszą naturalną odpowiedzią powinna być miłość. W moich opracowaniach bardzo często powtarzam, że miłości trzeba się uczyć. Teraz więc tylko krótko zasygnalizuję, że wielkim wsparciem dla ludzi jest każda religia, która uczy miłości i prezentuje Boga jako Ojca, Opiekuna i Przyjaciela. Dlatego i ja chcę to robić w moim tekstach.

 

Nie korzystałem z żadnych gotowych systemów filozoficznych czy religijnych, ani z teizmu, ani z deizmu, ani z panteizmu i Bóg wie jeszcze  jakich „innych izmów”. O właściwej treści tych systemów filozoficzno-religijnych dowiedziałem się już po napisaniu moje książki, której rozdziały prezentuję na stronie internetowej. Nie wpłynęły na mnie też różne teorie o przeznaczeniu, reinkarnacji, zbawieniu czy przebóstwieniu.

 

Sam zbudowałem moje poglądy dzięki głębokiej analizie różnych zdarzeń historycznych oraz pewnych zdarzeń opisywanych w różnych świętych księgach. Zadawałem sobie wszelkie możliwe pytania dotyczące spraw, którymi zajmują się religie. Wielogodzinne przemyślenia, wyciąganie kolejnych wniosków z budowanych teorii, analizowanie krytycznych uwag ze strony osób różnie nastawionych do mnie zaowocowało wykształceniem się poglądów, które zdecydowałem się przelać na papier.

 

Jest to owoc mojego całego życia, a szczególnie ponad pięćdziesięcioletniej aktywnej obecności w duchowym życiu otaczające mnie cywilizacji.

 

Przeczytajcie zatem, co mam do powiedzenia.

 

Tematy tutaj przedstawione odnoszą się do różnych religii, a szczególnie do religii chrześcijańskiej i mają na celu sprawdzenie, jak rozumiemy poszczególne pojęcia z tej dziedziny życia oraz jaki jest ich wpływ na nasze życie codzienne.

 

Nasz stosunek do Boga nie powinien polegać na ciągłym sprawdzaniu, czy nie popełniliśmy czegoś sprzecznego z Jego przykazaniami. To sprawdzanie najczęściej wynika tylko z istnienia przepisów w różnych religiach, które próbują nas dyscyplinować do konkretnego postępowania. Nie twierdzę, że przykazania i nakazy religijne są całkowicie zbędne. W otaczającej nas nieczęsto złej rzeczywistości, mogą być wytycznymi prawidłowego postępowania (na przykład przebaczania innym ich złego postępowania, które spowodowało u nas poczucie krzywdy).

 

Jednak trzymanie się tych przepisów i wytycznych religijnych nie oznacza automatycznie, że wierzymy w Boga. Jeżeli fizycznie wejdziemy do budynku kościelnego lub do jakieś innej świątyni, to nie będziemy ani bliżej Boga, ani sami nie będziemy bardziej święci, choć jest wielu ludzi, którzy tak to odbierają.

 

Chciałbym także prosić wszystkich, aby nie szufladkowali innych ludzi. Na przykład: ten jest ateistą, ten drugi jest protestantem, tamten jest materialistą, jeszcze inny ortodoksyjnym żydem. Podkreślanie takich podziałów natychmiast tworzy „mury” między ludźmi i uniemożliwia bliskie więzi między nimi.

 

Po co to robić?

Przecież każdy z nas jest inny. Każdy wygląda inaczej, każdy ma inny głos i w ogóle fizycznie każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Jeszcze bardziej inni jesteśmy, jeśli chodzi o nasze charaktery i uczucia. Zatem każdy z nas jest unikalny, niepowtarzalny i, jak przedtem to stwierdziłem, jedyny w swoim rodzaju.

Nie zdziwiłbym się więc, gdyby każdy z nas miał swoje własne, unikalne, wyobrażenie o Bogu, swoje własne zrozumienie Jego istnienia i swój własny intymny stosunek do Niego.

Również całkowity brak wiary w Boga nie powinien być czymś nadzwyczajnym, bo taki stan wpisuje się właśnie w tę inność każdego z nas.

 

Przystępując do analizy tematów na tej stronie najlepiej uwolnić się od wszystkich tego typu barier.

 

Nie będę was namawiał do uwierzenia w jakąś nową czy starą religię. Nie będę też wykazywał, która religia jest najlepsza, a która najgorsza.

Będę was namawiał, poprzez teksty zamieszczone tutaj, do stworzenia sobie własnego, „prywatnego” zrozumienia Boga. Może to być coś na kształt własnej „prywatnej” religii, która uszczęśliwiałaby tylko jedną osobę i dawała wewnętrzną radość obcowania z czymś, co jest naukowo nie udowodnione.

 

Bóg nie powinien być kategorią, którą trzeba udowadniać.

Twierdzę jeszcze bardziej dosadnie, że takie pojęcia jak: energia, nieskończoność, piękno, czy miłość oraz właśnie Bóg nie należy poddawać „na siłę” dowodzeniu naukowemu i nienaukowemu, bo to nie ma sensu i od wieków nie doprowadziło do zadowalających rezultatów.

Jest wokół nas sfera, czy też kategorie, które nie poddają się żadnym dowodom, tym naukowym i tym poza naukowym.

 

Pozostaje zatem nasze wyczucie. Jakoś podświadomie czujemy, że energia istnieje, choć rozpoznajemy tylko jej konkretne formy, np. energię elektryczną. Czujemy podświadomie nieskończoność przypatrując się otaczającemu nas kosmosowi, ale tylko możemy podziwiać ten stan. Odbieramy piękno, czujemy je, podziwiamy, ale poza tym, że ono istnieje, nie jesteśmy w stanie nic więcej udowodnić. To samo dotyczy miłości. Choć opisujemy ją na tysiące sposobów, to naukowe dowody na jej istnienie są całkowicie zbędne, bo to jest tzw. pojęcie pierwotne.

 

Właśnie istnienie Boga jest kategorią powiązaną z tymi pojęciami pierwotnymi i teksty na tej stronie mają o tym świadczyć.

 

Poszukiwanie Boga, poszukiwanie sensu życia czy tworzenie  swoich własnych teorii religijnych wymaga czasami dużego wysiłku i rezygnacji z dotychczasowych poglądów. Ale pomimo tych trudności polecam każdemu zdobycie się na odważne odnowienie swojego życia duchowego. Nie polecam jednak rozpoczęcia tej drogi od negatywnej krytyki istniejących osiągnięć innych ludzi w tej dziedzinie. Jeszcze bardziej nie polecam krytyki znanych teorii religijnych czy istniejących ideologii głoszonych przez poszczególne wyznania religijne.

 

Żeby zabierać głos w jakieś sprawie trzeba mieć już w sobie swoisty fundament duchowy, rodzaj bazy, w oparciu o którą można oceniać napotkane problemy. W swoich rozważaniach na mojej stronie internetowej i w książce staram się pomóc zbudować każdemu taki wewnętrzny fundament niezbędny do dalszego samodzielnego budowania swoich najważniejszych poglądów życiowych. Daje to potem możliwość aktywniejszej obecności w życiu duchowym naszego otoczenia. Poniżej wyjaśnię przykładowo moje intencje w tych sprawach.

 

Kiedy mechanik samochodowy zabiera się do naprawy zepsutego pojazdu musi mieć sporą wiedzę, to znaczy znajomość praw mechaniki ogólnej, znajomość konstrukcji i prawidłowego funkcjonowania mechanizmów danego samochodu oraz wystarczające doświadczenie związane z naprawą typowych uszkodzeń mechanizmów w samochodach.

Podobne reguły obowiązują lekarza, który przystępuje do leczenia chorego pacjenta. Taki lekarz musi mieć ogólną wiedzę medyczną na odpowiednim poziomie, musi znać wystarczająco ludzki organizm w jego prawidłowym funkcjonowaniu oraz pewne doświadczenie przy leczeniu różnych spotykanych ludzkich schorzeń.

 

Jeśli chce się analizować bogate doświadczenia ludzkości w dziedzinach, które dotyczą istnienia Boga, sensu życia czy rożnych poglądów religijnych, to warto wziąć przykład z dobrego mechanika samochodowego lub dobrego lekarza.

Nie ma wątpliwości, że nasz świat jest w dużym stopniu chory i poważnie zepsuty moralnie, tak  jak chory może być człowiek, czy tak jak zepsuty bywa stary samochód.

 

Przystępując do naprawy czy odnowy naszego życia duchowego lub do pozytywnego wpływania na nasze otoczenie, warto mieć w sobie podstawowy fundament w postaci wiedzy o tym, jak powinien wyglądać idealny świat dla ludzkości. Na przykład warto wiedzieć, co się kryje pod pojęciem teoretycznego Królestwa Niebieskiego. Warto też mieć wiedzę o mechanizmach zła drążącego ludzkość, a także przydałoby się praktyczne doświadczenie, jakie jest na przykład udziałem bezinteresownego działacza społecznego.

Osobiście polecałbym najbardziej gorliwym zdobycie doświadczenia woluntariusza, a nawet świeckiego misjonarza,  w jakieś organizacji społecznej lub religijnej.

 

Ja w swojej aktywności w Internecie spotykam się najczęściej z bezładną krytyką ze strony osób nie mających niczego do zaoferowania poza niechęcią do  człowieka o innych poglądach. Nie mówię tu o tak zwanych hejterach internetowych, bo z nimi nie ma żadnej dyskusji. Mówię o przygodnych gościach na mojej stronie internetowej, którzy w jakiś dziwny sposób boją się choć trochę otworzyć swoje serce. Mówię też o zagorzałych zwolennikach jakiegoś wyznania religijnego, którzy z samej zasady odrzucają wszystko, co nie zgadza się z ich dotychczasowymi poglądami. Wreszcie mówię o tych co, głoszą wielkie i wzniosłe hasła, których treści tak naprawdę nie rozumieją.

 

Jeżeli w życiu spotkacie takich ludzi, to nie starajcie się ich przekonywać, bo to nic wam to nie da i niczego nowego się nie nauczycie, a tylko narazicie swoje nerwy na nieprzyjemne przeżycia.

Tak jak warto dyskutować z doświadczonym lekarzem czy dobrym mechanikiem samochodowym, tak i warto dyskutować z osobą, która naprawdę ma coś pozytywnego do powiedzenia i która sama z siebie chce was słuchać. Warto oczywiście przystąpić do jakiejkolwiek dyskusji mając już zbudowany wstępny fundament wiary i minimalną bazę wiedzy, którą potem można uzupełniać. Chodzi o to, aby nie dać się ogłupić i zwieść pustymi sloganami i aby być stale nastawionym analitycznie do usłyszanych wypowiedzi.

 

Warto każdą nową teorię, swoją i obcą, dobrze sprawdzić, dlatego proponuję każdemu zbudowanie własnej „religii”, w czym w miarę swoich możliwości służę pomocą na mojej stronie internetowej.

 

Wielokrotnie w tym opracowaniu sugerowałem ludziom, aby próbowali odnaleźć swój własny sposób poznania Boga. Najlepiej, żeby osobista droga do tego celu mogła być oparta na niezależnym myśleniu, a także na pragnieniu poznania tego Kogoś, kto powinien gdzieś tam istnieć i którego poszukiwali przez nami niezliczeni odkrywcy. Może teraz przyszła kolej na Was?

 

Warto też sprawdzić, jak to dotychczas próbowali robić inni, ale nie po to, aby zaraz wstępować do jakiegoś wyznania czy kościoła. Chodzi mi raczej o wypracowanie najpierw własnej, niezależnej koncepcji Boga, a dopiero potem o porównanie jej z innymi.

 

Czy dobrze jest robić własne niezależne poszukiwania powszechnej prawdy o Bogu, człowieku i wszechświecie? Uważam, że tak! Nikt nas bowiem nie powinien wyręczać w tym najważniejszym życiowym zadaniu, choć trudno się do niego zabrać.

Wielokrotnie w tym tekście pokazywałem, jak ja starałem się to robić i co z tego wyszło. Na pewno będę dalej starał się wykazywać, do czego można dojść, jeśli naprawdę bardzo się czegoś pragnie.

 

Dlatego poniżej przedstawię kolejny odcinek moich spostrzeżeń i doświadczeń.

 

W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania dotyczące ludzkiej egzystencji wielokrotnie przemyśliwałem różne idee towarzyszące stale człowiekowi.

Starałem się też zgadnąć, które wartości są najważniejsze. Czy są to marzenia o szczęściu, czy chęć przeżywania prawdziwej miłości, czy strach przed śmiercią, czy jeszcze coś innego? Zauważyłem też, że przez całe moje życie towarzyszyły mi też pewne znaki, które mogę opisać jako dobre rady życiowe, jak coś na kształt pomysłów na życie. Czasami czułem nawet działanie jakieś nadnaturalnej siły kierującej mnie w dobrym kierunku. Od razu zastrzegam się, że nie odczuwam tego jako specjalną Bożą opatrzność, która czuwa nade mną, czy jakiś nadprzyrodzony dar. Odczuwam to raczej jako wiszącą nade mną pewną konieczność, z którą nie zawsze się zgadzałem, którą nie zawsze rozumiałem, ale którą jakoś przyjmowałem, by w końcu zrozumieć, że tak właściwie powinno być od zawsze.

Wątpię, czy to Bóg tak się mną zajmował przy pomocy swoich aniołów, ale jest to możliwe. Ponieważ Bóg stworzył ten świat wprowadzając do niego Swoją Wolę, Swoje Prawa i Zasady oraz Swoją Miłość, to może jakaś część tego spadła też i na mnie.

 

Chcę to jednak przeanalizować bardziej „filozoficznie” i zrozumieć, co właściwie odczuwam teraz po przeżyciu ponad sześćdziesięciu lat życia. Mogę oczywiście przypuszczać, że jest to swoiste ucieleśnienie się wobec mnie Jego Słowa (pisanego przez duże „S”), ale chcę to sprawdzić.

 

Na temat Słowa od Boga napisano już tysiące prac doktorskich i jeszcze więcej mądrych książek. Nie będę z nimi konkurował, a tylko podam moje odczucie znaczenia pojęcia Słowa. Dla mnie Słowo jest jakby strumieniem Jego Woli, Porządku Prawnego i Miłości adresowanych i płynących do każdego pojedynczego człowieka, czyli i do mnie też. Tak bowiem wyobrażam sobie Ojcostwo Boga. A więc i w moim przypadku Słowo może stać się ciałem. Niestety nie do końca, bo wciąż jestem tym „niedokończonym”. Jestem zresztą przekonamy, że we wszystkich innych „przypadkach”, czyli w przypadku wszystkich innych ludzi, też trwa stan „niedokończenia”.

Moim zdaniem jest tylko jeden wyjątek. Jest nim Jezus Chrystus, bo w jego przypadku naprawdę Słowo Stało się Ciałem.

 

Piszę to wszystko, bo wreszcie zrozumiałem, że pochodzę od Słowa, które powinno kiedyś stać się ciałem, czyli mną. Czekam, aż kiedyś to dotknie wszystkich innych ludzi. To będzie właśnie to Królestwo Niebieskie.

 

Zaznaczyłem powyżej, że „częścią” tego Słowa jest Miłość. I tu muszę przyznać, że wielu ludzie odczuwa ją najmocniej i to dużo bardziej niż Wolę i Prawa Ojca Niebieskiego. Ja też muszę przyznać, że najsilniej wpłynęło na mnie odczucie miłości Bożej. Dlatego te doświadczenie mogę z czystym sercem przekazywać innym ludziom, a szczególnie najbliższej rodzinie.

 

Chętnie zadałbym każdemu pytanie dotyczące tych zwykłych codziennych uczuć: Jak to jest z naszą wiara i miłością?

Pamiętacie, jak to było z wami?

 

Pewnie prawie każdy pamięta, że najpierw trzeba kogoś poznać, potem ewentualnie go zaakceptować, jeszcze potem ewentualnie go pokochać, a dopiero na końcu mu zaufać, czyli uwierzyć w niego.

 

Często się zastanowiłem, czy można w kogoś wierzyć i nie kochać go. Odpowiedź była zawsze ta sama. Oczywiście, że można w kogoś wierzyć a równocześnie go nie kochać. Nie chciałbym jednak, aby tak było w przypadku Boga.

A jak jest odwrotnie? Czy można kogoś pokochać, a nie uwierzyć w niego? Niestety w naszym świecie wszystko jest możliwe, każda perwersja i każda kombinacja. Ale patrząc na problem uczciwe, trzeba stwierdzić, że miłość pociąga za sobą bezgraniczne zaufanie, czyli wiarę, bo inaczej nie zasługuje na miano prawdziwej miłości. I tak chciałbym, żeby było w przypadku Boga.

 

Jeżeli ktoś czytał uważnie moje teksty zamieszczone na tej stronie internetowej lub w mojej książce, to zauważył, ze właściwie nigdy nie nakłaniam „na siłę” do wiary w Boga. Raczej mówiłem o Bogu i prosiłem, aby spróbować Go pokochać. Nakłaniam do miłości do Boga, zaznaczając równocześnie, że miłości trzeba się uczyć. To nakłanianie zaczyna się od zaprezentowania Boga w jak najprostszy sposób używając przede wszystkim logicznego rozumowania. Poznanie, czy choć zaprezentowanie Boga, to pierwszy krok do pokochania Go.

 

Przypomnijcie sobie, jak poznaliście ukochaną sobie osobę. W większości przypadków najpierw ją zobaczyliście i spodobała się wam. Potem jakoś zaakceptowaliście kolejne spotkania i widzenia, aż wreszcie zaczynała się miłość, bo „coś zaiskrzyło”. Wiara i zaufanie pojawiły się dopiero w następnym okresie.

Czy tak może być przy naszym spotkaniu z Bogiem? Na pewno, tak! Czy miłość od Boga jest nam do czegoś potrzebna? Na pewno, tak! Zresztą im więcej miłości w naszym życiu tym lepiej, tym więcej szczęścia odczuwamy na co dzień. Każda miłość się przyda, a więc szkoda lekceważyć jakąkolwiek miłość, a szczególnie miłość płynącą z miejsca jej powstania, czyli od Stwórcy.

 

Przy okazji wrócę jeszcze do tematu, który poruszałem wcześniej, czyli do znaczenia miłości „pionowej”, miłości od Boga. Miłość między ludźmi, między kobietą i mężczyzną, czyli miłość „pozioma”, często wygasa, jakby chłodnieje. Potrafi też zniknąć zupełnie. Jest z nią tak, jak w wysychającym strumieniem, który traci swoje źródełko. Miłość „pozioma” może też wyschnąć, jeśli straci swoje źródło. Nie tkwi ono w nas. Wielokrotnie wykazywałem, że człowiek jako mężczyzna lub kobieta, jest istotą „poziomą” i żyje miłością „poziomą”.

Ale nie tylko. Jako jedność osoby fizycznej i duchowej oraz jako dziecko Boże, człowiek jest istotą „pionową” i żyje miłością „pionową”. Ponieważ zawsze chodzi o tego samego człowieka, to te dwie miłości są potrzebne dla naszej wiecznej egzystencji.

 

Dlatego warto poznać swoje „boskie korzenie”. Na pewno największą trudnością w poznaniu Boga jest fakt, że nie można Go zobaczyć. Nie da się Go dostrzec bezpośrednio naszymi fizycznymi zmysłami. Człowiek to nie zwierzę, a więc ma jeszcze zmysły duchowe, które działają, gdy uciszymy zmysły fizyczne. Dlatego wszystkie moje wysiłki sprowadzają się do tego, aby Boga dostrzec zmysłami duchowymi, czyli tak zwanymi oczyma duszy.

 

Wciąż powtarzam, że człowiek nie jest zwierzęciem. Będę to powtarzał jeszcze tysiąc razy, aby jak najwięcej ludzi to zrozumiało. Takie zrozumienie otwiera drogę do uzmysłowienia sobie, kim naprawdę jest człowiek. I tu widać, że całe dziedzictwo cywilizacji ludzkiej wywodzi się z inteligencji, woli i uczuciowości ludzkiej, czyli duchowości człowieka. Na dodatek wszystkie te osiągnięcia ludzkości są nastawione i ukierunkowane na wieczność, co sugeruje również wieczność w naszej osobowości. Pozwala to w końcu stwierdzić, że każdy człowiek, jako osoba duchowa, jest wieczny. Daje to człowiekowi pozycję zarządcy wobec wszystkich innych bytów, a nawet w przypadku zsumowania całości ludzkości jesteśmy jakby „zbiorowym bogiem”.

 

Jeśli jednak zauważymy, że to nie ludzkość stworzyła wszechświat i przyznamy, że to nie my ustalaliśmy prawa i zasady natury w nim już ustalone, to łatwiej uświadomimy sobie konieczność istnienia Kogoś poza nami. Ja tę konieczność odkryłem już wiele lat temu i myślę, że każdy, kto chce sobie zasłużyć na miano człowieka, musi się z tym zmierzyć. Wiem, że każdy ma w swoim życiu fizycznym dość dużo tych „musów”, a już na pewno każdy musi umrzeć. Nie radzę jednak traktować tego „musu” jako przymus, a wręcz odwrotnie, potraktować go jako przejście koniecznego etapu w drodze do wieczności. Zaakceptowanie tej wieczności powoduje odkrycie swoistej solidarności z Bogiem, bo przecież uzmysławiamy sobie, że, tak jak On, jesteśmy wieczni. Mam nadzieję, że w przypadku poszczególnego człowieka taki stan solidarności będzie sprzyjał lepszemu poznaniu się ze Stwórcą. W rezultacie możemy Go łatwiej pokochać, kiedy zrozumiemy, że jest to nasz Prawdziwy Ojciec.

 

Tak można zbudować wiarę w Boga, wiarę z Naszego Ojca. Są jeszcze tacy, którzy mają bardziej otwarte zmysły duchowe i czują, że On jest zawsze z człowiekiem za pośrednictwem Swego Serca i Swoich aniołów. Ja jeszcze dodam, że szczera akceptacja istnienia Boga wpływa bardzo pozytywnie na naszą osobowość, a w szczególności na nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. W rozdziale o konfliktach wywołanych przez świat duchowy poruszyłem ten temat szczegółowo.

 

Religie, wyznania, kościoły, ruchy religijne, sekty i inne organizacje o tym charakterze, mają w większości przypadków za swój cel prowadzić ludzi do Boga przedzierając się przez przeszkody laickiego świata. Czy mają to robić zawsze? Czy poszczególny człowiek, nie może sobie sam dać rady w drodze do Boga?

Do tych pytań dodam jeszcze jedno zasadnicze pytanie. Czy Bóg stwarzając świat przewidział pierwotnie potrzebę istnienia organizacji religijnych? Uważam, ze nie! Niestety upadek człowieka pokrzyżował Jego plany.

 

Jeżeli zjawisko religii jest potrzebne do ukierunkowywania współczesnego człowieka w stronę Boga, to uważam, że pojedynczy człowiek, jako dziecko Boga, ma szanse samodzielnie dać sobie z tym radę i znaleźć swój sposób na osiągnięcie celów, jakie stawiają przez sobą religie. Oczywiście, jeśli ktoś tego nie może zrobić lub tego nie potrafi, to niech przejrzy sobie jak najwięcej koncepcji religijnych stworzonych przez innych ludzi, aby na końcu znaleźć coś, co jest najbliższe jego osobowości.

Ponieważ każdy człowiek jest inny, to na pewno samodzielny sposób odnajdywania Boga będzie zawsze lepszy.

 

 

 

 

 

 

ISTOTA.NET.PL

Logiczna droga do zrozumienia wieczności w człowieku

Image_index