Jezus Chrystus – Samotny Odkupiciel

Dramatyczne dzieje Jezusa Chrystusa w nowym spojrzeniu

Image_16

Jak podsumować misję Jezusa?

 

Od początku misja Jezusa była naznaczona biblijnymi przepowiedniami o cierpieniu Mesjasza, na którego czekał naród żydowski. Ale tym przepowiedniom towarzyszyły również inne biblijne przepowiednie o wielkiej chwale Mesjasza i o przyszłym Królestwie Niebieskim. Tylko postawa ludzi mogła spowodować, która przepowiednia się spełni. Bóg powołując do życia człowieka wyposażył go w cząstkę Samego Siebie, co oznaczało wolną wolę człowieka. Bóg nie mógł zmusić Adama i Ewę do pełnego posłuszeństwa wobec Jego nakazu z Ogrodu Eden. Bóg nie mógł też zmusić narodu wybranego do podporządkowania się Jego wyborowi. Właśnie przed takim zadaniem stanął naród izraelski.

 

Był to jeden z najważniejszych momentów w historii ludzkości. Z jednej strony Bóg z nadzieją czekał na wypełnienie przez Jezusa dziejowej misji zbawienia ludzkości. W tym względzie najbardziej niepewna była reakcja narodu żydowskiego. Z drugiej strony Szatan nie chciał dopuścić do zakończenia swej bezprawnej władzy nad ludźmi i robił wszystko, aby Żydzi nie spełnili Woli Boga.

 

Dopóki była nadzieja na pełne zbawienie, to znaczy, że naród zaakceptuje Jezusa jako Mesjasza, Jezus nie mówił o Swojej śmierci. W tym czasie Szatan najpierw kusił Jezusa, a potem robił wszystko, aby doprowadzić Jezusa do śmierci. Ale przyszedł moment, że Jezus zaczął mówić o swojej męczeńskiej śmierci jako o dziejowej konieczności. Nastąpiło to po odrzuceniu Jezusa przez naród wybrany i Jego postanowieniu, że tylko przez śmieć na krzyżu będzie można uratować część misji i odkupić ludzkość. I wtedy Szatan zrozumiał, że Jezus przekształcił Swoją misję z misji zbawienia na misję odkupienia ludzkości. Dlatego zmienił zdanie i zaczął odciągać Jezusa od śmierci krzyżowej. Widać to przy próbie namawiania Jezusa przez Piotra w Wieczerniku, aby Jezus nie szedł na krzyż. Wówczas spotkało się to z ripostą Jezusa w formie oskarżenia Piotra, że był inspirowany przez Szatana i że niewłaściwie rozumie sytuację, w której znalazł się w tym momencie Jezus.

 

Jezus miał zabawić świat działając razem z przygotowanym dla Niego narodem wybranym. Właściwie wszyscy Żydzi w owym czasie powinni stać się apostołami Jezusa. Razem z Nim powinni rozejść się po całym świecie i przeprowadzić proces całkowitego zbawienia ludzkości. W pewnym sensie te plany zostały zrealizowane. Faktycznie niedługo po śmierci Jezusa Żydzi rozeszli się po całym świecie, jak to im było pisane, niestety bez Jezusa i bez dziejowego celu. Szansa została ostatecznie zaprzepaszczona.

Dlaczego tak się stało?

 

Po pierwsze, Jezusa opuścił Jego własny naród, który nie tylko nie uwierzył w Niego, a nawet domagał się Jego ukrzyżowania. Nawet namiestnik cesarski Poncjusz Piłat miał wątpliwości, co do Jego winy.

 

Po drugie, dość ważnym problemem dla Jezusa był Jan Chrzciciel. Tu należy zauważyć swoiste niezrozumienie swojej misji przez Jana Chrzciciela. Logicznie powinien stać się on pierwszym apostołem Jezusa. Tymczasem stał się tylko „głosem wołającym na pustyni”. Przez odsunięcie się od Jezusa Jan Chrzciciel spowodował, że Żydom trudno było uwierzyć w Jezusa jako Mesjasza, bo nie widzieli przy Nim „drugiego wcielania Eliasza”.

 

Po trzecie, Jezusa opuścili Jego właśni apostołowie w momencie najbardziej krytycznym, a nawet jeden z nich, Piotr, zaparł się Go, a jeszcze inny. Judasz, po prostu zdradził Go i wydał w ręce oprawców.

Gdyby prawdą było to, że Jezus przyszedł po to, aby przez śmierć na krzyżu zbawić ludzkość, to Judasz powinien być świętym, bo pomógł Jezusowi w ukrzyżowaniu, Przecież fundamentem wiary chrześcijan jest twierdzenie, że zbawienie przychodzi przez krzyż. Ale to nie jest prawda. Przez krzyż przychodzi tylko odkupienie. Przez krzyż przychodzą też cierpienia chrześcijan i konieczność naśladowania Jezusa, czyli „dźwigania” krzyża. To nie było jednak pierwotną koncepcją Boga. Naturalnie Ojciec Niebieski chciałby, aby ludzie zaakceptowali Jego Syna, pokochali Go i razem z Nim zakończyli bezprawne panowanie Szatana nad ludźmi.

 

Gdyby ukrzyżowanie Syna Bożego było pierwotną Wolą Boga, to w momencie śmierci Jezusa na krzyżu byłby On usatysfakcjonowany i szczęśliwy z powodu spełniania Swojej misji i wypełnienia Woli Boga. Niestety tak nie było. Jezus był bardzo smutny, bo tylko w ograniczonym stopniu odwrócił skutki upadku z Ogrodu Eden.

 

Teraz widać, jak dramatycznie brzmi deklaracja Jezusa o przyjaźni („... nie ma nic piękniejszego, niż oddać życie za swoich przyjaciół...”), gdy ją połączymy z faktem zaparcia się Jego przez najlepszego apostoła, Piotra!

 

Przepraszam, ale nie piszę tego po to, aby krytykować czyjeś poglądy, czy przeciwstawiać się nauce jakiegokolwiek kościoła. Piszę to, bo muszę opisać cały ten ból, który tkwi we mnie.

 

Jezus został całkowicie sam ze Swoją misją! Nikt z tych, których prowadził, z tych, których uzdrowił i z tych, których kochał, nie chciał w rzeczywistości oddać za Niego życia. Bo tylko to by Mu pomogło, gdy sprawy zaszły już tak daleko, że starszyzna żydowska szukała okazji by Go zlikwidować. Tylko publiczna deklaracja kogokolwiek w czasie sądu nad Jezusem, że chce oddać życie za Niego, mogła wstrzymać proces skazywania Jezusa na śmierć. Ale tak się nie stało, bo nikt tego nie zadeklarował. Stanie pod krzyżem Jezusa nic tu nie mogło zmienić, bo było już za późno. Jezus już wcześniej został całkowicie osamotniony i zdradzony, a więc zostało Mu tylko jedno wyjście: odkupienie ludzkości z rąk Szatana za cenę własnego życia. Jezus dokonał tego będąc całkowicie opuszczony przez wszystkich, nawet przez Samego Boga, aby Szatan nie mógł mieć argumentu, że Bóg pomagał Jezusowi. W ten sposób samotny Człowiek – Jezus Chrystus wygrał pojedynek z Szatanem, najpierw pokonując indywidualnie kuszenie, a potem odkupując spod Jego panowania ogromną część ludzi. Ale smutek i samotność pozostała: „... Boże, Mój Boże, czemuś mnie opuścił?...”. Niestety tak się musiało stać, aby Jezus, przynajmniej częściowo, mógł uratować Swoją misję, to znaczy doprowadzić do odkupienia ludzkości, czyli dokonał zbawienia duchowego.

 

Jak ogromny musiał być ból w sercu Jezusa, gdy samotnie umierał na krzyżu?! Jak ogromna była Jego miłość do ludzi, że w tym strasznym bólu, który mu zadali, nie zapomniał o Swojej misji i zdobył się na słowa, które świadczą o Jego wielkości: „..Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!...”. To są najwspanialsze słowa, które poznałem w swoim życiu. Te słowa stały się później podwaliną chrześcijaństwa.

 

Wypada mi teraz poprosić ludzi o swoistą solidarność z Bogiem i z Jezusem. Tę solidarność rozumiem jako współczucie dla Ojca, któremu naród wybrany mordował Ukochanego Syna. Po raz kolejny w historii ludzkości Bóg nie mógł powstrzymać zbrodniczego czynu dokonywanego przez ludzi. Pamiętamy, że po raz pierwszy podobna sytuacja miała miejsce w raju, gdy upadali Adam i Ewa, a następnie Kain zabił Abla.

 

Solidarność z Jezusem rozumiem jako wczucie się w myśli Jezusa na krzyżu tuż przed Jego śmiercią. Jezus wiedział już wtedy, że skoro Jego tak potraktowano, to również tak samo zostaną potraktowani Jego ukochani apostołowie i wielu przyszłych zwolenników oraz, że naród wybrany, z którego się wywodził i który dotychczas pozostawał pod swoistą ochroną świata duchowego, przejdzie straszliwą drogę cierpień, aż do współczesnego holokaustu. Warto to sobie często przypominać.

Oczywiście solidarność z Bogiem i z Jezusem to trochę za mało. Teraz, kiedy lepiej poznaliśmy poświecenie Jezusa oraz złamane Serce Boga, można Ich pokochać jeszcze bardziej!

 

Zaznaczam ponownie, że moje rozważania opierają się na wcześniej wytłumaczonym twierdzeniu, że Jezus Chrystus narodził się po to, aby zbawić świat spod władzy Szatana metodą nauczania, a nie przez krwawą ofiarę. To znaczy, że ukrzyżowanie było zbrodnią wobec Jezusa i niestety drogą wtórną prowadzącą tylko do odkupienia ludzkości, czyli do zbawienia duchowego, a nie do pełnego zbawienia.

 

Starotestamentowe przepowiednie zbawienia dotyczące przyjścia Mesjasza głosiły, że tuż przed Jego przyjściem pojawi się ponownie Eliasz.

Apostołowie Jezusa, którzy szybko uwierzyli w swego Mistrza, ale mało znali tzw. pisma, wielokrotnie prezentowali Jezusa jako długo oczekiwanego Mesjasza. Tymczasem poczuli się trochę zdezorientowani, gdy izraelscy uczeni w piśmie, zwrócili im uwagę na brak Eliasza, który miał poprzedzać właściwe przyjście Mesjasza. Dlatego przyszli do Jezusa i poprosili Go o wyjaśnienie tego problemu. Jezus cierpliwie wyjaśniał im, że ci uczeni mają rację i że Eliasz już przyszedł. Ze słów Jezusa wywnioskowali, że jest nim Jan Chrzciciel. I taką odpowiedź przekazywali dalej wszystkim słuchaczom. Ta odpowiedź doszła do uczonych w piśmie. Ci zaintrygowani taką wiadomością, zwrócili się do samego Jana Chrzciciela z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji. Niestety Jan Chrzciciel nie potwierdził słów Jezusa, zaprzeczył, że mógłby być Eliaszem i w pewnym sensie uczynił z Jezusa kłamcę. W ten sposób cała starszyzna żydowska zaczęła traktować Jezusa jako fałszywego mesjasza i była gotowa usunąć Go ze społeczeństwa.

 

Gdyby Jan Chrzciciel zaakceptował w pełni Jezusa i stał się Jego apostołem, to uczeni w piśmie mieliby pierwszą przesłankę, żeby przynajmniej posłuchać orędzi i nauk Jezusa. Jan miał bowiem na tyle wysoką pozycję społeczną i opinię ważnego proroka, że mógłby pomóc Jezusowi gromadzić wokół Niego spore tłumy słuchaczy z udziałem uczonych w piśmie. Apostołami Jezusa zostaliby wówczas zwolennicy Jana o wyższym statusie społecznym, a nie prości rybacy i chłopi galilejscy. Jezus działałby w dużo szerszym środowisku i wśród ludzi o szerszych horyzontach. Dla Jezusa byłaby to większa szansa na przekonanie narodu wybranego do Swoich nauk.

 

Na dodatek z punktu widzenia zbawienia świata i naprawy wszystkich ludzkich błędów, które przyczyniły się do powstania upadłego świata, Jan Chrzciciel mógł pełnić role starszego brata wobec Jezusa, tak jak Kain był starszym bratem Abla. Gdyby zatem Jan Chrzciciel podporządkował się Jezusowi, to mógłby naprawić tę pierwszą zbrodnie w historii ludzkości. A tak przez swoje niewłaściwe działanie doprowadził do sytuacji, w której znów został zabity sprawiedliwy Abel, jakim można nazwać Jezusa, przez Kaina, którego zbrodniczą rolę odegrał naród wybrany i pośrednio Jan Chrzciciel.

 

Tymczasem Jan Chrzciciel, nawet po swoim aresztowaniu i trafieniu do więzienia w pałacu Heroda, dalej trwał w niepewności i zastanawiał się, czy Jezus jest tym, na którego czekał naród żydowski. W końcu zupełnie błędnie ocenił swoją pozycję wobec Jezusa stwierdzeniem, że powinien stawać się mniejszy, aby Jezus mógł stać się większy. Taka wypowiedź jasno wskazuje, że Jan Chrzciciel zupełnie nie zrozumiał swojej misji. Gdyby naprawdę uwierzył w Jezusa, to powinien użyć całego swojego talentu, całego swojego autorytetu oraz swojej wysokiej pozycji społecznej, aby stając się „większy”, łatwiej „wypromować” Jezusa jako Mesjasza. Niestety Jan Chrzciciel zakończył niechlubnie swoje życie i zostawił Jezusa w bardzo trudnej sytuacji bez zapowiadanego Eliasza. To był jeden z ważnych powodów odrzucenia Jezusa przez naród izraelski, to znaczy, jeden z istotnych powodów Jego późniejszego ukrzyżowania.

 

Muszę się zająć jeszcze jednym ważnym problemem związanym z wiarą chrześcijan, że Jezus odczuwał strach Jezusa przed śmiercią, tak jak każdy z nas?

 

Wydaje się, że chrześcijanie nie zrozumieli do końca misji Jezusa. Świadczy o tym nauczanie wielu kościołów, że Jezus miał chwile słabości w przeddzień swego ukrzyżowania, bo bał się śmierci. Tak interpretuje się słowa Jezusa: „Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten Kielich”. W tym cytacie chodzi o „kielich goryczy”, czyli o czekającą Jezusa śmierć na krzyżu.

 

Człowiek, być może, jest słaby, strachliwy i podatny na negatywne emocje. I, jak twierdzi wielu teologów chrześcijańskich, każdy, nawet Jezus, podlegał tym słabościom. Tymczasem w przypadku Jezusa jest to błąd. Z jednej strony mówi się, że Jezus jest Bogiem, a z drugiej strony, że jest słabym człowiekiem podatnym na lęki. To rozumowanie jest niewłaściwe i raczej tłumaczy słabostki tych, którzy wymyślili tę absurdalną interpretację słów Jezusa. Warto przyjrzeć się temu, dlaczego Jezus chciał „odsunięcia kielicha”, bo na pewno nie było to podyktowane żadnym strachem o Swoje życie.

 

Właściwie Jezus modlił się do Ojca Niebieskiego, aby otrzymać więcej czasu na kontynuację Swojej misji i na odsunięcie widma porażki Jego pierwotnej misji stania się Mesjaszem dla narodu izraelskiego i zbawienia całej ludzkości.

 

O co właściwie modlił się Jezus w Ogrodzie Oliwnym?

 

Po pierwsze, Jezus modlił się o ukojenie Serca Boga, gdyż ukrzyżowanie Syna Bożego, Drugiego Adama byłoby takim samym bólem dla Ukochanego Ojca, jak upadek Pierwszego Adama. Łzy i krwawy pot Jezusa w Ogrodzie Oliwnym dobrze to tłumaczą.

 

Po drugie, Jezus modlił się o więcej czasu, aby móc spełnić dziejową misję przygotowywaną od kilku tysięcy lat. Zbliżająca się tragedia w postaci zaprzepaszczenia heroicznych wysiłków wielu postaci Starego Testamentu oraz widno bezsensownej straty przelanego potu i krwi liczonych pokoleń Izraelitów sprawiała Jezusowi ogromny ból. I tu łzy i krwawy pot Jezusa były na miejscu.

 

Po trzecie, Jezus modlił się, aby jeszcze raz dać szansę wiarołomnemu narodowi izraelskiemu, bo ten naród był Jego narodem. Wiedział, że jeżeli naród Go odrzuci i ukrzyżuje, to stanie się to początkiem niewyobrażalnych cierpień narodu żydowskiego, które trwają aż do naszych czasów. Jezus to czuł i bardzo z tego powodu cierpiał.

 

Po czwarte, Jezus szukał dodatkowej szansy na wsparcie Swoich wyznawców, bo wiedział, że jeżeli on pójdzie droga męczeństwa, to jego następcy, a w pierwszym rzędzie Jego apostołowie, będą musieli pójść w Jego ślady. Miał przed oczami wizję setek tysięcy męczenników w Jego sprawie i całym Sobą wyrażał ból z tego powodu.

 

Tak naprawdę, to Bóg wysłuchał modlitwę Jezusa i naprowadził trzech najwierniejszych apostołów na prawdopodobną ścieżkę dania szansy Jezusowi.

Jezus już od polowy swej misji informował swoich apostołów, że może być ukrzyżowany, aby byli z Nim w większej jedności i mogli Go w przyszłości lepiej chronić; nie mieczem, ale gotowością oddania za Niego życia.

To była szansa dla Jezusa. Gdyby Piotr zrozumiał prawidłowo słowa Jezusa, że nie ma nic piękniejszego niż oddanie życia za swoich przyjaciół, to zamiast spać w czasie krwawej modlitwy Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, modliłby się razem z Janem i Jakubem o to, żeby to jego życie posłużyło z ofiarę w tym dniu. Możemy sobie wyobrazić sytuację, w której determinacja Piotra mogła mieć inny wymiar i jego publiczne oświadczenie, że to jego szukają, mogło w ostatniej chwili wstrząsnąć Judaszem i oświecić go do zmiany postępowania. Ci, co chcieli aresztować Jezusa, nie znali Go i pochwyciliby każdego, którego by pocałował Judasz. A wtedy to Piotr ewentualnie zostałby ukrzyżowany, gdyby, tak jak Jezus, milczał w czasie całego przewodu sądowego. Wówczas Jezus miałby czas na kontynuację swej misji. Gdyby po ukrzyżowaniu Piotra Jezus zaczął się pokazywać na ulicach Jerozolimy, to byłby to szok dla jej mieszkańców i wieli mogłoby uwierzyć w to, że Jezus jest Mesjaszem. Drugą, i tym razem ostatnią szansę, zmarnował Piotr zapierając się Jezusa. Gdyby nie zaparł się swojego Nauczyciela i gdyby oświadczył publicznie, że to on jest „skałą” wśród apostołów, to, przy milczeniu Jezusa, mógłby zmienić los ich obu. A tak niestety upadła wszelka nadzieja na przedłużenie misji Jezusa.

Piotr zrozumiał po wielu latach w chwili swego ukrzyżowania, że z powodu strachu przed utratą życia i późniejszego zaparcia się Jezusa, zamknął ostatnią szansę na uratowanie Jego misji i dlatego poprosił, aby obrócono go ma krzyżu do góry nogami, bo nie był godzien umrzeć jak jego Mistrz.

 

Pragnę jeszcze dodać, że sugerowanie Jezusowi strachu przed śmiercią bardzo Go krzywdzi, a nawet obraża. To nie powinno mieć miejsca. Znane są przypadki, gdy dzielni patrioci stojąc przed plutonem egzekucyjnym wykazywali ogromną odwagę i całkowity brak strachu. Oczywiście nie wszyscy, ale nawet najwięksi patrioci nie mogą się równać z determinacją Jezusa – Odkupiciela. Warto też pamiętać, z jaką determinacją i bez strachu tysiące ludzi oddawało życie za innych, a szczególnie kochający rodzice za swoje dzieci. Czy oni też byli lepsi i odważniejsi od Jezusa? Warto więc dobrze się zastanowić, zanim zaakceptuje się absurdalny pogląd o strachu Jezusa przed śmiercią.

 

Dlatego warto się zastanowić, w jakiego właściwie Jezusa Chrystusa wierzymy. Czy naszą wiarę ukształtowała tylko koncepcja Jego zwolenników i teologów chrześcijaństwa, która dojrzewała przez dwa tysiące lat? Czy jest to może tylko nasza, pasująca do naszych marzeń, wyobraźnia? Czy może nie kierujemy się tylko zwykłą ludzką potrzebą istnienia absolutu i ideału. Czy może w końcu nie szukamy wytłumaczenia i wybaczenia naszych ludzkich słabości nawet u kogoś, kogo uważamy za Boga? Moje teksty mają właśnie częściowo odpowiedzieć ludziom na te pytania. Dodatkowo w rozdziale o wierze w Ducha Świętego i w Jezusa Chrystusa chcę wyjaśnić logiczne aspekty Ich misji.

 

 

 

 

 

 

 

ISTOTA.NET.PL

Logiczna droga do zrozumienia wieczności w człowieku

Image_index