Sens duchowej historii ludzkości

Próbuję ogarnąć sens duchowych dziejów ludzkości

Image_24

Analizując dzieje ludzkości od najdawniejszych czasów, szczególnie historię starożytną, zastanawiamy się nad różnymi wydarzeniami, które wtedy się rozegrały. Obecnie każdy z nas jest niemal pewny, że jest to przypadkowy ciąg faktów, które raczej nie tworzą logicznego ciągu prowadzącego do określonego celu. Również historia nowożytna wydaje się być ciągiem przypadkowych wydarzeń. Spróbuję jednak przyjrzeć się historii ludzkości z punktu widzenia naśladującego punkt widzenia Stwórcy. Bardziej naukowo można to nazwać spojrzeniem z punktu widzenia opatrznościowego zbawienia.

 

Dla Boga od początku celem był idealny świat (tzn. Królestwo Niebieskie), w którym żyliby ludzie (Jego dzieci) i w którym w trakcie kilkudziesięciu lat życia dochodziliby do doskonałości, a potem, po śmierci fizycznej, przechodziliby na wieczność do świata duchowego. Taka jest niezmienna Wola Boga i tak powinno się stać, prędzej czy później.

 

Koncepcja Boga polegała na zapoczątkowaniu rodu ludzkiego w postaci pierwszej pary małżeńskiej, tzn. Adama i Ewy. To mieli być pierwsi rodzice dla przyszłych pokoleń. Adam i Ewa to postacie biblijne, ale w tym miejscu nie ma znaczenia, czy istniało dwoje ludzi o tych imionach. Używam tu pojęć biblijnych tylko dla ułatwienia, zakładając, że Stwórca zaczął tworzenie rodzaju ludzkiego od pewnej pierwszej pary ludzkiej. Z tego punktu widzenia syn Boga Adam i córka Boga Ewa są kluczem do przyszłości świata i do osiągnięcia przez Boga celu stworzenia świata. Ponieważ Bóg nie może ponieść porażki, to tak powinno się stać.

 

A zatem z uwagi na doskonałość Boga i konieczność zrealizowania Jego planu stworzenia idealnego świata, Bóg powinien mieć idealnego Adama.

Ale pierwszy Adam opuścił swoją pozycję i nigdy nie osiągnął założonego celu. Na opuszczone miejsce przez Pierwszego Adama powinien pojawić się Drugi Adam; i pojawił się. Był nim Jezus Chrystus.

 

Jezus, tak jak i Pierwszy Adam, musiał urodzić się wolny od jakiegokolwiek uzależnienia od Szatana, czyli być bez grzechu pierworodnego. Jego narodziny musiały być odizolowane od szatańskiego rodowodu i temu miała służyć cała historia narodu wybranego. Nie przez przypadek cała historia Starego Testamentu jest ścieżką pokoleniową prowadzącą do narodzin Jezusa. Takie postacie centralne, jak Abel, Noe, Abraham, Izaak czy Jakub, a także takie kobiety jak Sara, Rachel, Rebeka czy Tamar, wszyscy oni wypracowali warunki do oczyszczenia jednego jedynego łona, z którego miał się narodzić Syn Boży bez grzechu pierworodnego.

Oto cała historia świata starożytnego: każda postać centralna, każda chwila, każde zdarzenie miało pośrednio lub bezpośrednio przyczynić się do narodzenia Jezusa Chrystusa jako Drugiego Adama dla całej ludzkości.

 

Jezus, tak jak to powinien zrobić Pierwszy Adam, osiągnął poziom doskonałości osobistej pokonując próg, którego nie przekroczył jego poprzednik. Dokonał tego w chwili, gdy przezwyciężył trzy wielkie kuszenia ze strony Szatana na pustyni. Stał się wówczas Panem świata aniołów i oczywiście tej sfery świata duchowego, w której żyli aniołowie. Otworzył też w ten sposób drogę powrotu do raju dla całej ludzkości. Podkreślę tutaj, że otworzył tylko samą drogę do raju, bo sam raj odkupił Swoją fizyczną śmiercią na krzyżu. Wyjaśnię to w rozdziale poświęconym Jezusowi Chrystusowi.

 

Jezus osiągnął poziom doskonałego Adama i stał się faktycznie pierwszym Synem Boga. W planach Bożych było zatem pełne zabawienie ludzkości. Ale na tym skończyła się kontynuacja pierwotnego planu stworzenia świata, gdyż naród żydowski, który przedtem zapracował na przyjście Jezusa, nie spełnił potem swojej dziejowej misji i odrzucił Jezusa. Mówiąc bardziej współczesnym językiem, Jezus zrealizował plan B, bo plan A z powodu braku wiary Żydów nie mógł zostać zrealizowany. Dokładnie wyjaśnię to w rozdziałach dotyczących misji Jezusa sprzed 2000 lat.

 

Teraz opiszę tylko, co rozumiem przez realizację planu A.

Jezus miał zbawić świat zarówno Swoją osobowością, jak i Swoją nauką. Jego misją było dokonać tego w miarę szybko, najlepiej w ciągu jednego pokolenia. Tymczasem narodzenie się w małym, słabym narodzie, gdzieś na peryferiach ówczesnej cywilizacji, nie mogło zapewnić szybkiego rozprzestrzenienia się Jego nauki. Musiała Mu w tym pomóc jakaś wielka potęga polityczna, ekonomiczna i militarna. Mówię tu o Cesarstwie Rzymskim.

 

Z ludzkiego punktu widzenia Rzymianie byli najeźdźcami, którzy opanowali ogromną część Europy, a także kawałek Afryki i Azji, włączając w to tereny ówczesnego państwa izraelskiego. Jak każdy najeźdźca i zaborca nie mogli być mile widziani przez podbite narody. Ale z punktu widzenia opatrznościowego zbawienia rola Rzymian była zupełnie inna. Mieli oni pomóc przeprowadzić Boży plan zbawienia umożliwiając Jezusowi w miarę szybkie rozpowszechnienie Jego nauki po ówczesnym świecie przy wsparciu narodu żydowskiego. To był właśnie plan A.

 

Gdyby Żydzi zaakceptowali naukę Jezusa to, jako Jego niezliczeni apostołowie, daliby Mu pełne wsparcie duchowe i fizyczne. Tak jak starszyźnie żydowskiej udało się przekonać Rzymian do podjęcia decyzji o zabiciu Jezusa, tak równie dobrze mogli oni przekonać Rzymian do wpierania dzieła Jezusa, gdyż w ten sposób Cesarstwo Rzymskie mogło mieć mocną ideologię do kontroli świata antycznego. Zwracam tu uwagę, że w owym czasie religia wyznawana przez Rzymian była bardzo powierzchowna i praktycznie nie liczyła się w ich życiu duchowym. Nie mógł jej też zastąpić widowiskowy kult cesarza. Tymczasem nauka Jezusa o Królestwie Niebieskim miała ogromną siłę, co i tak sprawdziło się przez rozprzestrzenienie się chrześcijaństwa, mimo ukrzyżowania Jezusa i porażki narodu wybranego. Gdyby spełnił się plan A, to dzieło Jezusa przy wparciu Jego ówczesnego otoczenia rozprzestrzeniłoby się błyskawicznie po całym ówczesnym świecie i pewnie dziś żylibyśmy w świecie pod zwierzchnictwem Boga.

 

Jak widać, poza naszą „zewnętrzną” oceną dziejów, istnieje jeszcze inna ocena historii ludzkości. Powyższy tekst jest właśnie takim innym spojrzeniem na historię starożytną i nowożytną. W tym świetle nie ma nic dziwnego w fakcie, że dzień narodzenia Jezusa jest granicą między starą i nową erą. W świetle powyższego rozumowania widać, że Jezus jest największym bohaterem w historii ludzkości.

 

Era nowożytna jest zatem przeznaczona na ustanowienie fundamentów dokończenia dzieła Bożego. I tak jak w starożytności, tak i teraz, każda chwila, każde zdarzenie powinno mieć pośredni lub bezpośredni wpływ na moment spłacenia przez swojego rodzaju naród wybrany, tzn. przez wszystkie religie, warunku do pojawienia się Syna Bożego, kontynuatora misji pierwszego Adama.

Na razie widać, że tę zasadę wykorzystują różni fałszywi mesjasze, ale na pewno przyjdzie moment pojawienia się tego właściwego, który dokończy pierwotny plan Boga. Nic dziwnego, że wszystkie wielkie religie oczekują na ten moment.

 

Uważam, że w tym oczekiwaniu nie warto patrzyć w niebo, aby zobaczyć zstępującego z góry zbawiciela ludzkości. Proces zbawiania ludzkości musi się dokonać na Ziemi, a nie w Niebie.

Pierwszy Adam urodził się na Ziemi. Drugi Adam też urodził się na Ziemi, a więc, zgodnie z regułą doskonałości planu Bożego, i ten trzeci Adam powinien też urodzić się na Ziemi.

Pierwsza tragedia upadku pierwszych ludzi rozegrała się w Ogrodzie Eden, tzn. na Ziemi. Dlatego odwrócenie tej tragedii musi się też dokonać na Ziemi. Dlatego Jezus musiał się narodzić na Ziemi i dlatego musiał być człowiekiem. Jego ukrzyżowanie było drugą po upadku tragedią, która musiał przeżyć Ojciec Niebieski.

 

To ludzie przyczynili się do tragedii upadku i ukrzyżowania i to ludzie muszą to naprawić. To nie Bóg spowodował upadek i ukrzyżowanie i to nie On ma to naprawiać. Dlatego ostatni akt zbawienia świata też rozegra się na ziemi. Cała historia ludzkości właśnie do tego zmierza. I tak na pewno się stanie, aby pierwotny plan Stwórcy został w pełni zrealizowany.

 

 

 

 

ISTOTA.NET.PL

Logiczna droga do zrozumienia wieczności w człowieku

Image_index